-->


Ogłoszenia

I po lekkich czystkach.
Autorzy usunięci zostali tylko z linków, więc wystarczy kontakt w administracji, by ich przywrócić. ;)

21 sierpnia 2013

Niechaj oczy ujrzą światło. Dłońmi zerwij z nieba deszcz.


She walked a labyrinth gazing the stars
Searched an exit way throughout that dark
Little Baroness chained to the night
Possessed, bewitched and haunted to her plight

                                                                                               ELVENKING- Poor Little Baroness

Imię: Freesia
Nazwisko: Aubertii
Wiek: 18 wiosen
Rasa: Elfka wysokiego rodu
Klasa: Szlachcianka, arystokratka
Stan cywilny: Przyszła żona księcia - najmłodszego syna króla Ocllo

Freesia – elfka wysokiego rodu, z odległych krain, w których to elfy sprawują władzę nad porządkiem i ładem. Z krain, w których wiosna zdaje się trwać przez cały rok. Urodzona w klanie Aubertii. Po osiągnięciu osiemnastego roku życia wysłana do Mistas w celu spełnienia obowiązku, jaki został nań nałożony jeszcze nim została poczęta. Ma oddać swą czystość, niewinność i rękę zrodzonemu w arystokratycznym rodzie burżujowi – jest to cena, jaką zapłacić musiał jej ojciec za zbrodnię, którą popełnił przed laty.
Jako, że elfia rodzina z tamtych stron jest rodem nader honorowym – młodziutka jeszcze dzierlatka nie zamierza odstępować od tego obowiązku. Zdecydowana jest zapłacić za grzechy ojca, nawet jeśli zmuszona będzie spędzić kilkadziesiąt lat u boku zwykłego człowieka – nawet jeśli ten zdecyduje się posiadać z nią dziatki… Nawet jeśli przez co, u progu swego życia nie dane jej będzie smakować słodyczy prawdziwej miłości.
Owszem, kobieta ta gotowa jest na wszelkie poświęcenia dla rodu, który wydał ją w czystości krwi na świat, który wychował w dostatku i dobrobycie.
Nie można jednak rzec niestety, że… Nie posiada wad.
Owszem, takowe nie raz potrafią przyćmić jej niewątpliwe, związane z pochodzeniem piękno. Freesia kocha bowiem pieniądze, kocha również wszelkie dobra, które można za nie otrzymać. Uważa, że każdy ma swoją cenę i zdaje sobie sprawę z faktu, iż ze swoim majątkiem niemal wszystko czego zapragnie może należeć do niej.
Zadziera wysoko brodę, chodzi z dumnie uniesioną głową, zachowując się przy tym z nonszalancją i przesadną dumą. Jakby przekonana była, że jaśnie stópka na swej drodze spotkać niespodzianki o nieprzyjemnej woni nie może…
Wyniosła, arogancka, rozpieszczona, pyszna, rozpuszczona… Niesamowicie piękna kobieta o sercu, które zdawałoby się stworzone być z najtwardszej, krasnoludzkiej rudy.

Zawsze pojawia się z większą lub mniejszą ochroną. Zawsze towarzyszy jej ktoś, kto gotów będzie oddać życie za szlachetną rzyć. Spotkać ją można wszędzie, gdzie godzi się postawić arystokratyczną nogę. Nie pojawi się zatem w karczmie, nie pojawi się w okolicach zamtuzu... Szukaj jej raczej w dzielnicy dla bogaczy. Spotkasz ją na balu, spotkasz na spacerze po pałacowych ogrodach. Spotkasz ją wszędzie tam, gdzie będzie miała fanaberię się udać.

5 komentarzy:

  1. Powłóczący powoli nogami mężczyzna w obdartych szmatach służących mu za swego rodzaju odzienie powoli kroczył ścieżką przez las w kierunku przeciwnym do tej niewielkiej delegacji.
    Podróż miała minąć mu spokojnie - kierował się bowiem traktem w stronę jednej z pobliskich wsi. Znał tam pewną sympatyczną staruszkę posiadającą sad z jabłkami, która w zamian za drobne pomoce przy domu jak i sadzie pozwalała mu się najeść. Miło było na swej ścieżce napotkać niekiedy życzliwych ludzi. Tacy na zawsze zostawali w pamięci.
    Już wyobrażał sobie smak soczystych jabłek - co przypomniało jego brzuchowi o burczeniu - gdy jego oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Choć nie... Ten widok był raczej codzienny. Zbójnicy zawsze byli, są i będą. Na to raczej nic się nie poradzi. Podróżować przez niepatrolowany trakt leśny z jedynie dwójką strażników?
    Jakby tego było mało, podróżnicy wyglądali na dzianych - dla każdego rozbójnika byli łakomym i na dodatek łatwym łupem.
    Czy powinien się wtrącać?
    Przez myśl włóczęgi zwanego Psem przeszła zabawa w bohatera... Ale on nie był bohaterem. To nie była nijak jego sprawa. Nie lubił zgrywać herosa. To nie było w jego stylu.
    Szedł więc w milczeniu przed siebie, zamierzając wyminąć całą sytuację i nie zwracać na nią większej uwagi... I zapewne doszłoby to do skutku, gdyby nie fakt, że jeden z rozbójników chwycił go za ramię.
    - Ej, ty, włóczęgo! Chcesz łatwo zarobić kilka monet? Przypilnuj przez chwilę tego woźnicy, żeby nie próbował nic głupiego, jak ja pójdę zajrzeć do środka.
    Pies zamknął oczy, czując na ramieniu uścisk palców rozbójnika.
    - Nie mieszajcie mnie do tego. Nie chcę mieć z tą sprawą nic wspólnego.
    Odpowiedź bezdomnego najwyraźniej zaskoczyła drugiego mężczyznę... i chyba nieco zirytowała.
    - Chciałem po dobroci. Teraz przeformułuję wypowiedź: Popilnujesz tego woźnicy albo wpakuję ci bełt między żebra. Czy teraz sytuacja stała się dla ciebie nieco bardziej klarowna?
    Pies odetchnął głęboko, zirytowany już głęboko obecną sytuacją. Wszystko wskazywało na to, że jego ingerencja w ten napad będzie nieunikniona. I choć miał wiele wad, to rozbójnikiem nie był... Co jasno orzekało po której stanie stronie.
    ...
    Trwało to mniej niż mrugnięcie okiem. Kusza trzymana przed chwilą przez zaczepiającego go łotra teraz znajdywała się w dłoniach włóczęgi, zaś rozbójnik pochylał się, trzymając za krwawiący nos. Uderzenie łokcia nastąpiło na tyle szybko, że potrzebował chwili, by dotarło do niego co właściwie miało miejsce.
    Znacznie bardziej oczywista była ta sprawa dla obserwatorów, w tym jednego z pozostałych złodziei. Widząc, jak Pies atakuje lewym łokciem jego towarzysza, błyskawicznie wymierzył kuszą we włóczęgę.
    Sytuacja skończyłaby się zapewne śmiertelnie dla brawurowego włóczykija, gdyby nie fakt, że reagując wciąż zaskakująco szybko chwycił za kołnierz uderzonego przez siebie mężczyznę, przyciągając go w swoją stronę - stworzył sobie żywą tarczę przeciwko wystrzelonemu ułamek sekundy później pociskowi.
    Bełt zranił boleśnie łotra w ramię.
    Ładowanie kuszy zajmuje sporo czasu. Strzelec nie miał go aż tyle w starciu z zaskakująco szybkim bezdomnym. Pies uniósł skradzioną przed chwilą pierwszemu napastnikowi broń, wystrzeliwując bełt w prawe kolano swojego niedoszłego zabójcy, posyłając samą kuszę w ślad za pociskiem w silnym rzucie - skierowanym na głowę. Kusza to ciężka broń. Wystarczająco ciężka, by mocnym uderzeniem w głowę mogła pozbawić przytomności. Ten właśnie efekt osiągnęła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wraz z zachodzącym słońcem czuła jak rośnie w niej podniecenie i ciekawość. Dzisiejszy wieczór miał być inny, zero karczemnych burd, brej i pomyj zwanych zupami, wyszczerbionych kufli czy młodziutkich opryszków rzygających okowitą dalej niż wzrok sięga. Dzisiaj miały być pozłacane salony, wytworne dania, najlepsi bardownie i dostojni, szlachetnie urodzeni biesiadnicy. Zdarzało się już, że uczestniczyła lub jedynie wkradała się na królewskie bale, lecz nie w ten sposób i nie z tak ważnego powodu. Na tę noc miała przybrać rolę szlachcianki i iść na bal w towarzystwie oczytanego mężczyzny, który miał ją pokierować i wskazać cel. Cóż, Anciol była jedynie złodziejką z nizin społecznych, a szlachectwo zobowiązuje, ale również daje możliwość do robienia niewyobrażalnie głupich w jej mniemaniu rzeczy i postanowiła to wykorzystać.
    Kupili jej piękną suknię - szmaragdową, pod kolor oczu, umyli ją, ubrali, fikuśnie upięli włosy i ukropili słodkimi jak wiśniowa nalewka perfumami. Choć na myśl o strojeniu się i chodzeniu w sukienkach Anciol od czternastego roku życia odczuwała mdłości, tym razem postanowiła zachowywać się godnie, jak dama. No, w granicy rozsądku, oczywiście.

    Dopiero wkroczywszy do zamku i ujrzywszy te wszystkie wspaniałości poznała znaczena słów blichtr i splendor. Jak zaczarowana ruszyła w głąb sali, jedynie na ciekawskim uśmieszkiem na twarzy, obserwując bogato zdobione wnętrze, stoły uginające się pod ciężarem jadła i wszystkich tych dumnie wyprostowanych ludzi, obwieszonych złotem i srebrem. Wsparta na ramieniu towarzysza, spojrzała na niego pytająco po czym ruszyli wymienić uprzejmości z nieznanymi jej biesiadnikami.

    [ Pomysł mi się spodobał, więc uznałam, że nie ma co zwlekać i tak z uprzejmości serca zaczęłam :D ]

    Anciol

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. - Arystokracja... - Odezwał się cicho do samego siebie, obserwując wejście do dzielnicy ludzi bogatych, których sakwy pozwalały im niemal na wszystko. Gdzieś w głębi duszy gardził nimi, uważał, że gdyby nagle stracili cały swój majątek i skończyli na równi z tymi, na których patrzą z góry, nie przeżyli by dnia. Być może jednak pod tą przykrywką nienawiści kryła się zazdrość, spowodowana tym, że nie mógł zaznać takich uciech, samemu będąc urodzonym w wiejskiej rodzinie, wychowany przez ludzi, którzy zajmowali się odciążaniem innych z problemów posiadania zbyt dużej ilości pieniędzy.
    Pozwolił się ponieść swoim myślom jeszcze przez krótki czas, zanim uświadomił sobie, że czas go nagli. Tego dnia miał się spotkać z kimś, kto rzekomo miał dla niego zadanie, a o szczegółach miał się wkrótce dowiedzieć. Zarzucił kaptur na głowę, by przykryć kruczoczarne włosy, a następnie założył maskę, przypominającą czaszkę, której fragmenty ktoś luźnymi węzłami połączył w całość. To ona czyniła sprawiała, że jego zleceniodawcy wiedzą, kim jest, a jego przeciwnicy nie wiedzą, jak wygląda. Dawało mu to swego rodzaju rozpoznawalność, która zapewniała mu zlecenia, z których żył. Rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku dzielnicy bogaczy, zanim odwrócił się w przeciwnym kierunku, by udać się na miejsce spotkania, którym miała być gospoda o wdzięcznej nazwie "Pod Sokołem".

    OdpowiedzUsuń
  5. Niewątpliwie, wszyscy prezentowali się znakomicie, ale gdy dziewczyna zobaczyła do kogo mają zamiar podejść, zwolniła kroku. Podniosła głowę i jeszcze raz spojrzała na Therada, swojego towarzysza, zupełnie tak samo jak dziecko patrzy na matkę gdy nie wie co zrobić i pyta o przyzwolenie. Uśmiechnął się do niej czule i pewnie, choć oczy błyszczały mu poważnie i zawierały tajną wiadomość, może nawet ukrytą groźbę. Wiedziała, że trzeba być ostrożnym, oczywiście, uczyła się tego całe życie. Wiedziała też, że Therad prawdopodobnie powątpiewa w jej złodziejskie zdolności, boi się, że wybrał złą osobę. Anciol jednak wierzyła w samą siebie i musiało to wystarczyć. Takie było ryzyko jej zawodu, jeżeli zdoła ukraść tę przeklętą szkatułkę, mężczyzna wynagrodzi ją sowicie, w innym razie skończy na stryczku lub w więziennym lochu bez ręki. Królewski zamek to nie przelewki.
    Anciol nie była znawczynią tutejszej arystokracji, bo wszakże do niej nie należała, a o polityce zaś wiedziała tylko tyle ile należało, czyli kto i jak obecnie rządzi - bo przecież na kogoś musiało się narzekać podczas karczemych popijaw. Zdawała sobie sprawę, że przed nią stoi jeden z synów króla, co jednocześnie onieśmialało ją i irytowało(niech się tylko chłopaki dowiedzą!). Co zaś tyczy się panny dumnie stąpającej, nie - niemal płynącej z gracją po posadzce obok księcia - mogła tylko się domyślać, że to jego przyszła małżonka. Szlachetne rysy twarzy i błyszcząca jak słońce złota suknia mówiła za siebie.
    - Simonesie! - rzekł Therad z szerokim uśmiechem na twarzy, a w tym jednym słowie Anciol usłyszała wiele, szczęście z powodu ujrzenia dawnego przyjaciela, dumę, troskę, a nawet szacunek dla księcia, ale wszystko to i tak było podszyte nutą fałszu, niemożliwą do dosłyszenia komuś kto nie znał niecnych planów mężczyzny. - Dobrze cię wydzieć, przyjacielu. - dodał, po czym skłonił się rycersko przed księżniczką. - Pani, rad jestem widzieć, jak cudowną niewiastę przeznaczono mojemu staremu druhowi. - powiedział pokłoniony.

    Anciol

    OdpowiedzUsuń

Opowiadania